WŁOCHY, KAMPANIA, NEAPOL i OKOLICE — odcinek 8 — AMALFI
UFFFFF!!! AMALFI ZDOBYTE!!! Po trzech godzinach wolno biegnących w stronę zwycięstwa (najpierw galop z klifu w dół, do Marina Piccola w Sorrento, informacja że “windy day” i “all ferries to Amalfi today are cancelled”, potem galop pod górę, pół godziny w kolejce do autobusu i dwie godziny jazdy raptem 34 kilometry).
PODRÓŻE KSZTAŁCĄ, BO:
PO PIERWSZE
Słoneczna Italia nie zawsze jest słoneczna. Niekiedy (dzisiaj!) jest tu chłodniej niż w naszym kochanym kraju. Nie wiedziały o tym hordy rozgogolonych turystów z Anglii, którzy przylecieli z małym bagażem, bo przecież jedna koszulka i krótkie spodenki to wszystko czego we Włoszech na weekend potrzeba (my też przylecieliśmy z małym bagażem, ale przezornie, więcej mieliśmy na sobie).
PO DRUGIE
Świat się dziwnie wymieszał. Nigdy bym się nie spodziewał wchodząc do sklepu na włoskiej ziemi usłyszeć następujący dialog.
— Acqua con gas, prego — mówi moja Poliglotka.
— ???!!!! — odpowiada sprzedawca.
— ACQUA CON GAS — Poliglotka przechodzi na wyraźniejszy włoski.
— English please… — odpowiada sprzedawca.
A jeszcze nie tak dawno, po angielsku nie szło się tutaj dogadać wcale, a za chwilę po włosku będzie trudno.
PO TRZECIE
Nie wiedziałem, że Amalfijczycy chwalą się, że oni wymyślili papier (podobno to nieprawda, ale kto im zabroni się przechwalać). Tak czy owak papier z Amalfi jest sławny. Tutejsza „bombagina” (bo tak tutaj zwą ten papier) jest używana przez dwór papieski i wiele innych sław i gwiazd. Wszystkiego można się dowiedzieć w tutejszym muzeum papieru.
PO CZWARTE
Amalfi nie jest największym (a przecież było) z miasteczek rozmieszczonych po wschodniej stronie Półwyspu Sorrentyńskiego. Kiedyś na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia był to jeden z większych (o ile nie największy) portów handlowych, leżący na skrzyżowaniu szlaków: bizantyjskiego, arabskiego i zachodnioeuropejskiego. Amalfi dominowało wtedy na morzu i nie tylko na morzu.
PO PIĄTE
Ceny w Amalfi nie są aż tak wysokie jak w nieodległym POSITANO. Przewodniki straszą drogimi restauracjami i kwaterami. Na wszelki wypadek cen noclegów nie sprawdzamy, ale za posiłek w miejscowej restauracji, przy głównym deptaku, płacimy kilkadziesiąt procent mniej niż poprzedniego dnia, w miasteczku wspomnianym powyżej.
PO SZÓSTE
Do znudzenia będę powtarzał, że stwierdzenie „PER ASPERA AD ASTRA (przez cierpienie do gwiazd)” to tutejszy sposób podróżowania, a potem zachwycania. Trzeba się natrudzić, żeby tu dojechać, trzeba się natrudzić, żeby znaleźć miejsce w restauracji, tak samo w autobusie w tą czy z powrotem, trzeba się natrudzić żeby zrobić zdjęcie ze względnie czystym kadrem itp. itd.
Z przerażeniem wyobrażam sobie ilu ludzi jest tutaj w sezonie, skoro w kwietniowy, pochmurny i deszczowy weekend jest tak ciasno, że szpilkę (a zwłaszcza dwie, takie jak my) trudno wcisnąć…?!
Pozdrawiam serdecznie! Wojt Cz