KILIMANJARO – ZDOBYWANIE WIELKIEJ GÓRY – cz.3

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
  • 🇹🇿KILIMANJARO – TO NIE PRZELEWKI🧭🗻

    😶‍🌫️🥶Leżę teraz w śpiworze, czapce, kurtce puchowej w chatce w obozie HOROMBO HUTS, na wysokości 3720 m.npm. Na zewnątrz hula wiatr! Nie mogę sobie wyobrazić jakby to było, gdybyśmy nocowali pod namiotami, jak to robią ci którzy zdobywają szczyt innymi drogami niż nasza – najpopularniejsza Marangu – zwana też Coca-Cola Route. Jest 18.30 tanzańskiego czasu. Za godzinę kolacja, a ja zastanawiam się co tutaj robię…

    ⛰️🏔🗻Słabo się aklimatyzuję. Byłem ostatni w kampie po dzisiejszym trekkingu. Przyszedłem jakąś godzinę po pierwszym i dotarłem tu nadludzkim wysiłkiem. Noga za nogą, prawdziwe POLE-POLE (suahili: powoli-powoli). Jestem całkiem nieźle przygotowany fizycznie. Wczorajszy odcinek szedłem sprawnie. Byłem przez dłuższy czas nawet na początku peletonu. Na końcu znalazłem się tylko dlatego, że robiłem mnóstwo zdjęć. Dzisiaj niestety było inaczej. POLE-POLE, a i tak musiałem się co kilkadziesiąt kroków zatrzymywać, żeby wyrównać oddech. Zwiększająca się wysokość każdemu daje trochę popalić, ale mnie chyba najbardziej. Współzawodnictwo, wyzwania itp, to najgorsze i najlepsze cechy ludzkiego gatunku. Najlepsze bo bez tego świat nie posunąłby się do przodu ani o centymetr. Najgorsze – bo pojedyncza jednostka zawsze ma coś do udowodnienia światu, sobie, otoczeniu. Nawet kosztem samego siebie. Najgorsze też, że kiedy już udowodni, to odczuwa dziką satysfakcję i znów ma ochotę na więcej. Ja aktualnie na więcej nie mam ochoty wcale… a jednak podejmę próbę… no bo co mam zrobić…

    🌥🌫Dzisiejszy dzień przeszliśmy we mgle. Wyszliśmy z lasu, weszliśmy w coś w rodzaju sawanny. W naszych rejonach powyżej 2 tys.m.n.p.m. już nie ma żadnej roślinności. Tu na 3700 są dość wysokie trawy, krzewy, a nawet dziwne afrykańskie kwiaty.

    🕚🕚Szedłem jako ostatni z naszej grupy, więc za mną jeszcze dwóch przewodników. Dennis jest młody, może ma 25 może 30 lat. Imienia drugiego nie pamiętam. Nie pośpieszają mnie – wręcz przeciwnie. Cały czas pole-pole. “Idź powoli, swoim tempem, nie zapominaj pić.” Mam wypić co najmniej 4-5 litrów płynu dziennie. Inaczej może dojść do odwodnienia, a nawet do obrzęku mózgu. Przewodnicy naprawdę o nas dbają. Dennis zagaduje od czasu do czasu, żeby mi czas szybciej leciał. Pokazuje rośliny, mówi jak się nazywają, pokazuje fajne miejsca do sfotografowania. Dzisiaj i tak jest mgła, więc nie narobi się fotek, ale zawsze coś niecoś. Zresztą pamiętam z Camino, że dość dobre wychodziły w takiej mgle. Dennis chce ponieść ten mój mały plecaczek. Duży i tak niesie tragarz. Głupio mi, nie daję, ale ramiona mnie potem bolą jak cholera. Mogłem dać, byłoby lepiej…

    🍽🍴🥄Mamy tu kucharza, mamy kelnera. Wszystko to wydawało mi się takie dziwne z perspektywy domu. Teraz nie wyobrażam sobie jeszcze szykowania jedzenia w tym stanie. Mamy wszyscy takie spowolnione ruchy. Wszystkiego szukamy po 10 razy, a to dopiero 3700, gdzie tam ciąg dalszy…

    🥂Jutro zostajemy na tej samej wysokości. Nie musimy się nawet pakować. Jutro tylko krótkie wyjście aklimatyzacyjne. Będzie dobrze, mam nadzieję. Pole-pole…

    👣👣Dzień kolejny spędzamy na spacerze – tak sobie to pozwolę nazwać. Nie idziemy 6-7h, a zaledwie 3,5h. Tylko aklimatyzacja. 400m do góry i z powrotem do schroniska. Nie wychodzimy też jakoś wcześnie rano. Możemy trochę bardziej odpocząć. Nie chce mi się. Rozważam, że może zostanę. Tym bardziej, że Tomek zostaje, bo ma problemy gastryczne. Po tym wczorajszym, ciężkim dniu regeneracja byłaby wskazana.

    👣⛰️👣Jednak zbieram się z grupą. Nasi przewodnicy są doświadczeni. Skoro mówią, że to dobry pomysł, to może rzeczywiście tak jest. Wlokę się ostatni, ale już nie tak jak wczoraj. Nie zatyka mnie. Oddycham znacznie lżej. 

    🦓🦓Na ZEBRA POINT dochodzę ostatni. Dennis mówi „good job” i przybija piątkę. Jesteśmy powyżej 4 tysięcy. Ogarnia mnie euforia. Ściskam się ze wszystkimi, jakbym jakiegoś cudu dokonał, albo objawienia doznał. Robimy zdjęcia. …ale Dennis mówi, że to nie koniec. Jeszcze kilkadziesiąt metrów wyżej, na punkt widokowy. Pozwoli nam to wrócić inną drogą do HOROMBO. Nie odbieram tej informacji jak wyrok. Jakoś lekko przychodzi, tym bardziej, że Dennis mówi, żebym szedł powoli już teraz, zanim ruszy cała grupa.

    👣🦓👣Idę. Chemia organizmu działa. Endorfiny wytworzone na ZEBRA POINT jeszcze są we krwi. Wcale nie idę wolno. Pół godziny później wychodzę na krawędź skały i moim oczom ukazuje się GÓRA i cała ścieżka pomiędzy naszym obozem, a Kibu Huts. Pełne słońce. Znów euforia. Rozglądam się, nie mam się z kim wyściskać. Nie doszli, nie dogonili mnie tym razem. Jestem PIERWSZY. Pierwszy raz…

    🪂🪂W ogóle to ciąg dalszy pierwszych razy trwa. Pierwszy raz na 3700 m, pierwszy raz skutki działania rozrzedzonego powietrza, pierwszy nocleg w pełnym ubraniu, pierwszy nocleg w zimnie którego długo nie mogłem opanować i w końcu pierwszy raz na wysokości 4100 m.npm, podczas dzisiejszego wyjścia aklimatyzacyjnego.

    👥️👣👥️Jeszcze trochę o naszych czarnoskórych kolegach. Przewodnik to najwyższa kasta tutejszej społeczności. Zaczynasz od bycia tragarzem. Jak już wystarczająco dużo razy byłeś na wielkiej górze, możesz przystąpić do dość trudnego egzaminu na przewodnika. Widać, że mają klasę. Uśmiechają się, zagadują, pocieszają, pomogą w krytycznej sytuacji, a wszystko z radością w oczach. Na początku i na końcu każdego peletonu zawsze idzie jeden lub dwóch. W środku jeszcze dwóch lub trzech. Czasem się zastanawiam po co aż tylu, ale widać jest taka potrzeba. Codziennie też mierzą nam saturację, czy mamy wystarczające nasycenie tlenem krwi. Dbają o nas po prostu, ale w sposób niewymuszony. Robią to z sympatią i uśmiechem na twarzy. Ciekawe, czy taka jest natura Tanzańczyków, czy to wyuczona strategia. Stawiam na to pierwsze…

    🧰Pozdrawiam serdecznie! Wojt Cz🍀

Dodaj komentarz

Ostatnio dodane


Obserwuj mnie w Social mediach!

„Ciasto Marchewkowe i Kawa”