🇹🇿BLACK LIVES MATTERS!
🇹🇿Czyli jak się żyje w tanzańskiej Afryce?
🤔Czy ja się czuję ekspertem, żeby na takie pytanie odpowiedzieć? Nieee… za krótko, za powierzchownie, za mało wiedzy przed wyprawą, a jednak mam pewne obserwacje i się nimi podzielę. Tym bardziej, że przez cały czas robiłem notatki i wyszło ich całkiem sporo. Są to jednak raczej luźne spostrzeżenia laika niż rzetelne informacje.
🇹🇿Tanzania jest miejscem dla dwóch wielkich religii: chrześcijańskiej i muzułmańskiej. Różnowiercy żyją obok siebie w zgodzie, nie mają żadnych problemów ze swoją wzajemną odmiennością. Pytałem Bakariego. On jest muzułmaninem, a jego bliski przyjaciel i współpracownik Nick jest chrześcijaninem. Tak z ciekawości zapytałem ile mają dzieci. Bakari ma dwójkę, a Nick siódemkę z dwiema żonami, jedną po drugiej. Dzieciaki chodzą do szkoły w mundurkach, muzułmańskie dziewczynki mają na głowach jasną chustę i bluzkę, chrześcijańskie mały krawat zawiązany na bluzeczce tego samego koloru. Szkoła może być dwuwyznaniowa… naprawdę! Na Zanzibarze króluje muzułmanizm. Prawie 100% ludności jest tego wyznania. Nic dziwnego – przecież przed unią z Tanganiką był to sułtanat. W byłej Tanganice, na lądzie – muzułmanie stanowią już znaczącą mniejszość.
👥️Bakari twierdzi, że kościół w Tanzanii jest najlepszym interesem jaki można stworzyć. Obojętnie jaki kościół i jakiego wyznania. Żarliwa wiara, w połączeniu z trudnym życiem na podstawowym poziomie potrzeb, jest dobrym gruntem dla religii. Opłaty za wszystkie możliwe usługi, wykorzystywanie zaufania, zawłaszczanie kontroli nad szkołą i cała masa drobnych nadużyć… to co zawsze i wszędzie… Bakari jest wierzący, ufa Bogu, przez co łatwiej znosić porażki i z większą pokorą przyjmować sukcesy. Nie przeszkadza mu to zauważać i postrzegać świat takim jakim jest…
👥️W Tanzanii żyje duża społeczność masajska. Łatwo odróżnić tych ludzi. Wysocy, dziwnie szczupli, wręcz chudzi. Łyse głowy, specyficzne ubrania. Masajowie nie chcą się mieszać z innymi kulturami. Nie integrują się. Mają swoją sztukę, swoje obyczaje. Często można spotkać sklepy ze sztuką masajską. Łatwo rozpoznać ich tradycyjne osady, bo składają się z małych glinianych chatek krytych trzcinową strzechą. Tak naprawdę, nie jest to glina, tylko krowie łajno zmieszane z błotem. Domy budują tylko kobiety. Masajowie żyją nie tylko na terenie obecnej Tanzanii, ale ciągle są spychani do coraz mniejszych obszarów. Kiedyś zajmowali się tylko wypasem bydła, teraz sytuacja zmusiła ich do stania się w części rolnikami. Sztuka masajska, zwłaszcza wszelkiego rodzaju biżuteria, czy obrazy albo rzeźby, jest bardzo popularną pamiątką turystyczną z tego rejonu. Przy drodze często można spotkać duże składy z różnego rodzaju masajskimi bibelotami. To naprawdę piękne i nie tanie rzeczy. Zastanawiam się tylko kto ma większy dochód ze sprzedaży – Masajowie, czy wszelkiego rodzaju pośrednicy… Niestety stawiam na tych drugich. Na Zanzibarze Masajowie się skomercjalizowali. Dalej noszą tradycyjne sukmany, ale paradują w modnych okularach, dobrych zegarkach i dobrze namawiają po angielsku do zakupu przeróżnych rzeczy i usług…
👥️No właśnie… Masaj, Tanzańczyk czy Zanzibarczyk, Muzułmanin, Chrześcijanin, czy inny, wszyscy będą chcieli ci coś sprzedać. Marketing afrykański jest strasznie uciążliwy. Wiem, że znowu patrzę z pozycji sytego, europejskiego “mzungu”, ale kolor białej skóry oznacza tutaj, że jest ona wypełniona dolarami po sam czubek. Co drugi zaczepia cię po prostu na ulicy. “Jambo” – mówi – How are you? Odpowiedz, a spotkasz się z propozycją całej masy usług i towarów jakie ci twój rozmówca może zaproponować. Delfiny? Nie chcesz – to może Kilimandżaro? A jak dalej nie, to może chociaż snorkeling albo wręcz normalne nurkowanie z butlą. Wszystko jest tanie – “gudi” albo wręcz “besti prajs”. A jak już nic cię nie interesuje, to może wstąpisz chociaż do knajpy albo do sklepu naprzeciwko. “Looking is free, don’t worry.” Wejdź do takiego sklepiku i niech ci się spodoba, dajmy na to, masajska bransoletka. No to wpadłeś. Jedną tylko chcesz, ale dwie będą w “gudi, gudi prajs”, a trzy to już w ogóle w “besti, besti”. O tym, do czego jesteś przyzwyczajony w Europie, czyli o spojrzeniu na towar, przymiarce, a potem dopiero decyzji przy dyskretnej asyście sprzedawcy, możesz tylko pomarzyć. Tu jest ciągła walka. Czasem musisz być niegrzeczny, żeby się pozbyć natrętnego namawiacza. Ufff! A później okazuje się, że marketing „na upierdliwca” jednak działa. Wszyscy “mzungu” chodzą wystrojeni w czapki, koszulki, bransoletki, kolczyki, pareo i inne cuda. Pamiątki i inne duperszfance na pewno pochowane są po wielu turystycznych walizkach. O targowaniu już pisałem, nie będę się powtarzał. Dość powiedzieć na szybko, że pierwsza podana przez sprzedawcę cena, jest zawsze kosmicznie absurdalna. Jak chcesz się sfrajerzyć to kupuj, jak nie to się targuj. Za połowę pierwszej ceny kupisz prawie na pewno, czasem jeszcze taniej. Weź jednak pod uwagę, że dla ciebie to czasem tylko 5 dolarów, a dla czarnoskórego sprzedawcy – może nawet kilka dni jedzenia jego dzieci…
👥️Jak już piszę o marketingu, to trudno nie wspomnieć o przedsiębiorczości Tanzańczyków. Tej najprostszej, handlowej. Pamiętam Polskę z okresu transformacji lat dziewięćdziesiątych. Wszechobecne place targowe z rozstawionymi straganami w postaci „szczęk”. Tu jest teraz podobnie, ale o wiele intensywniej. Nie potrzebne są nawet “szczęki”. Stragany naprędce sklecone z kilku żerdzi i kawałka odpadowej blachy falistej, albo po prostu ustawione na ziemi. Na straganach jest wszystko. Garnki, owoce, części do motocykli, meble, drewno na opał, rury do kanalizacji, jedzenie, pieczątki, łóżka, pięknie rzeźbione drzwi, ba – widziałem nawet stragan z… karuzelami. Powszechne jest jedzenie i napoje. To najprostsze czym się da handlować. Można napić się wyciskanego soku z trzciny z miętą i limonką (pycha, choć widok garnka, z którego sprzedawca nalewa do szklanek, jest… sam nie wiem jak to nazwać… hmmm… ciekawy…). Często po prostu, na ziemi siedzi kobieta, przed nią garnek wypełniony jakąś zupą albo sosem. Jak masz swoje naczynie, to możesz za jakieś grosze skosztować. Miejscowi kosztują, białego “mzungu” nie uświadczysz w takich miejscach.
👥️Transport w Tanzanii to długa opowieść. Publiczny to dala-dala – czyli autobusy, czasem z zamkniętą kabiną, czasem z pełną wentylacją przez okna pozbawione szyb. Napakowane po czubek, z ludźmi przyczepionymi często na zewnątrz. Taksówka to raczej transport dla białych, dla których wydatek rzędu 20-30 dolarów, za przejechanie nawet kilkudziesięciu kilometrów, to nie problem. Dla miejscowych to może nie fortuna (choć czasem bywa), ale na kilka dni życia na pewno wystarczy dla całej rodziny. Taksówki są wypasione, 6-7 osobowe, z klimatyzacją. Tańszą opcją są tuk-tuki, takie 3 osobowe trójkołowce, z silnikiem od motocykla. Tuk-tuki zresztą można spotkać w Europie. Ostatnio jechałem takim w Lizbonie, tylko że tam stanowią oldskulową atrakcję, a tutaj po prostu są normą. Kolejne taxi to motocyklowe boda-boda.
- Wsiadaj na siodło Brother, zawiozę Cię gdzie chcesz – woła za mną pod sklepem czarnoskóry przedsiębiorca przewozowy.
Mam do hotelu 300m, więc nie korzystam, ale to najtańszy sposób podróżowania z pomocą wynajętego środka transportu. Z takiego korzystają przede wszystkim miejscowi. Jeżdżą czasem po 2-3 osoby na siodełku, oprócz kierowcy. Zdarza się, że jest i kolejny pasażer – niemowlę w chuście, a oprócz tego jeszcze torby z zakupami.
Bardzo popularny środek transportu to jednak – wciąż własne nogi. Poboczami głównych dróg podróżuje wielu pieszych. Specjalnie piszę “podróżuje”, bo to nie spacer z budynku do sklepu w miasteczku, ale długi marsz pomiędzy sąsiednimi miejscowościami oddalonymi o wiele kilometrów. Najczęściej chodzą kobiety wystrojone w powłóczyste suknie (kobiety są zawsze pięknie i kolorowo ubrane), nierzadko z dzieckiem w chuście na plecach, czasami z tobołkiem lub wiadrem na głowie. Bardzo często też widać mężczyzn pchających wózki pełne plastikowych kanistrów z wodą. Prawie zawsze pieszo, ze wsi do wsi, z miasteczka do miasteczka. Widać problem z wodą istnieje. Na pewno wodociągi, czy kanalizacja, to tutaj ogromna rzadkość.
👥️Europa jest zdigitalizowana, Tanzania nie! W Europie, gdziekolwiek nie pojedziesz, automatyczna kasa podliczy należność za towar, czy usługę, przekaże informację do terminala plastikowych płatności. W Tanzaniii wszystko jest zapisywane ręcznie we wszechobecnych zeszytach. Kartki podzielone na kolumny, starannie i z pietyzmem wypełniane długopisem lub ołówkiem. Na jednej ze stacji benzynowych widzieliśmy cały plik kart lojalnościowych, w których ręcznie wypełniał kolejne transakcje umyślny pracownik. W takim kraju bardzo ważne są dokumenty z pieczątkami. W jednym z parków narodowych na Zanzibarze dostaliśmy taki. Myśleliśmy, że to zwykły rachunek za płatny wjazd. Kiedy dotarliśmy do recepcji głównej, zażądano od nas tego dokumentu, żeby w zamian dać inny, równie ważnie opieczętowany i z takim dopiero mogliśmy spokojnie oddać się zwiedzaniu.
👥️W Tanzanii prawie nigdzie nie ma koszy na śmieci, ale jest tu wyjątkowo czysto. Słyszałem, że od jakiegoś czasu funkcjonują tu wysokie kary za zaśmiecanie. Biały “mzungu” może jednak zostawić śmieci gdziekolwiek – przy krawężniku na stacji, przy wejściu do hotelu, czy innym punkcie usługowym. Black People muszą zebrać i uprzątnąć. Nie ma jednak zorganizowanego systemu wysypisk, czy utylizacji. Nic dziwnego więc, że śmieci się powszechnie pali. Nie zawsze bezproduktywnie, często po prostu pod garnkiem gotującej się potrawy. Nic dziwnego, że zwłaszcza wieczorem, kiedy powietrze stoi, wszędzie roznosi się niezbyt miły zapach palonego plastiku. Trudny wybór, albo wszędzie będą śmieci, albo wszędzie będzie ten charakterystyczny smrodek. Ja chyba wolę to drugie. Na system odbioru i utylizacji śmieci, zwłaszcza ten państwowy, Tanzania będzie musiała jeszcze sporo poczekać. Szacuję, że może nawet kilkadziesiąt lat.
👥️Ciekawe historie zdarzają się w restauracjach i innych jadłodajniach. Kuchnia pracuje w sposób specyficzny. Czas oczekiwania od normalnego (15-30min.) po gigantyczny (ponad 3 godziny – zdarzyło nam się czekać w pierwszej naszej, hotelowej restauracji w Moshi). Pewne jest jedno – czas wydania dania nigdy nie jest taki, jak Ci powiedzą na samym początku. Nieprzewidywalny i niepowtarzalny również będzie czas podania tej samej potrawy, w tej samej knajpie, ale w następnym dniu. To, że dzisiaj podali ci w pół godziny, nic nie znaczy. Jutro może to być godzina, albo 15min. Nie wiesz od czego to zależy i nie dowiesz się. Kelner, czy kelnerka, na pytanie kiedy będzie twoje zamówienie – niezmiennie odpowie ci, że “it’s coming, soon”. I to “niebawem” też nigdy nie wiadomo, ile potrwa. Nic dziwnego, że w takich warunkach obsługa potrafi czasem zasnąć na krześle, przy służbowym stoliku. A klient może się jedynie przyzwyczaić i traktować sprawę jak miejscowy folklor…
👥️👥️Na targu rybnym w Nungwi, rybacy oczekują w zadaszonych wiatach, aż któryś z bogatszych, posiadających własne łodzie, zatrudni ich na dniówkę. Nie ma stałej pracy w tym miejscu. Przychodzisz i liczysz na to, że dzisiaj ciebie wybiorą. W domu czeka żona i kilkoro dzieci. Jak nie dostaniesz pracy na morzu, może się załapiesz na naprawę żagli, albo klarowanie lub naprawę sieci. Jak nie, to twoje dzieci będą dzisiaj głodne. W wiosce tuż obok, stoją zbudowane naprędce domy. Nie wierz w tym miejscu Googlowi i jego mapom. Kiedy Google tu był ostatnio – może i była tu jakaś droga lub dróżka. Teraz na tej byłej drodze może już stać kolejny dom i mogą bawić się dzieci…
👥️🇹🇿Tym wszystkim zarządza pani prezydent. Samia Suluhu – dystyngowana, tęga kobieta. Wygląda jak połączenie surowej, ale rzetelnej matki i południowoamerykańskiego dyktatora. Skąd wiem? Widać ją wszędzie. Jest na plakatach wyborczych. Kiedy wybory? Za 2 lata. Pani Samia przejęła władzę po śmierci poprzedniego prezydenta. Przejęłą obowiązki jako prezydent. Było to w 2021 r. Może się jeszcze ubiegać o władzę na 2 pełne kadencje. Na wszelki wypadek dzisiaj patrzy wyniosłym wzrokiem z tysięcy plakatów, żeby już teraz stwarzać wrażenie, że tak naprawdę, mimo demokracji, innego wyboru nie ma. No i chyba tak naprawdę jest – innego wyboru nie ma…
👥️W niedzielę Tanzańczycy po południu gromadzą się. Mają wspólne imprezy i spotkania towarzyskie. Czasem w okolicy jest jakieś specjalne miejsce spotkań. Trafiliśmy do czegoś w rodzaju aquaparku. Mnóstwo młodych ludzi przyjechało na motorach czy w dala-dala, żeby się spotkać i razem pobyć w chłodnym, miłym miejscu. Dwa lub trzy połączone bajora wśród drzew. Do jednego drzewa ktoś przywiązał linę i można się bujać nad wodą lub nawet skoczyć w nią z prowizorycznej huśtawki. Jest pięknie. Jest gwar. Są nadmuchiwane dętki wypożyczane po 3 dolary przez samozwańczych wypożyczaczy. Na środku największego bajorka pływa cała masa złączonych, dmuchanych dętek, a na nich cała masa ciemnoskórych ciał różnej płci. Na samym środku ktoś trzyma w rękach potężnego boomboxa, z którego leci na cały regulator skoczna melodia. Ciała podrygują, tańczą, nawet chłód wody w której do połowy są zanurzone, nie łagodzi napięcia erotycznego, jakie tymi młodymi ludźmi teraz rządzi. Cóż – odwieczne prawo natury…
👥️👥️Ludzie sobie radzą. Żyją własnym, skromnym życiem. Kochają się, zakładają rodziny, mają dzieci. Czasem się, kłócą, biją i rozwodzą. Muszą zajmować dziećmi, żeby nimi też mógł się ktoś na starość lub w czasie choroby zająć. Nie ma tu żadnego, ogólnodostępnego systemu opieki zdrowotnej, czy emerytalnej. Wszystko musi się zamknąć w rodzinie. Ale ludzie są tacy sami jak wszędzi, rządzą nimi takie same emocje, to samo ich wzrusza, czy napędza. Urodzili się tu i tutaj żyją. Znajdują na to sposób, tak jak my wiele lat temu, albo wiele wieków temu, zupełnie gdzie indziej. Świat wszędzie jest taki sam, tylko cyklicznie się zmienia. Podróżując, masz większe szanse, żeby te cykle zobaczyć. Wtedy lepiej świat zrozumiesz… i ludzi też…
🍀Pozdrawiam serdecznie! Wojt Cz